Zanim się rozsypiecie, przebiegnijcie maraton.

wtorek, 30 kwietnia 2013

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

mój pierwszy



Biegłam półmaratony w Warszawie, Paryżu, Wiedniu, Amsterdamie i Florencji. Byłam intendentką dla maratończyków w Wenecji i Tokio. Nigdzie nie widziałam takiego entuzjazmu, szczodrości i serca dla biegaczy jak w Londynie. Coś absolutnie wspaniałego, gdy zaraz za linią startu wbiega się w obstawione tłumami ulice i biegnie się prawie całą trasę wśród owacji i radosnego dopingu - takiego, który w wymienionych miastach zdarzał się chyba tylko na finiszu. Od Greenwich do Tower Bridge szpaler wiwatujących kibiców był nieprzerwany, zagęszczał się jeszcze na placach, pod kościołami, tam gdzie grały kapele i orkiestry. Muzyka świetna, dynamiczna, na żywo albo z głośników, zawsze pobudzająca do przyspieszenia. Szlagiery - ograne kompletnie, nagle brzmiały cudownie np. nostalgiczne „Take me home to the place I belong West Virginia”. I dzieciaki – na całej trasie chyba z tuzin kilkuletnich dziewczynek wrzeszczących – dasz radę! Dobrze je wychowują – na zwycięzców i to w dobrej rywalizacji - nie z innymi, ale z samym sobą. Dzieci tak pełne wiary - nie do zapomnienia. I obrazy jak w filmie - kolorowy tłum Hindusów, dalej duża grupa elegancko ubranych ludzi, która najwyraźniej wyszła z kościoła i po mszy zabrała się za kibicowanie maratończykom i jeszcze balkon pełen gości weselnych z panną młodą i kieliszkami szampana – w stanie toastu - to musiały być poprawiny, ale oni też chcieli wziąć udział w naszym festynie, naszej męce. Merry hell jak powiedział pan kierujący startami na polach Greenwich, który zapowiedział 30s ciszy dla Bostonu. Wiele myślało się o tym co się stało w Ameryce 6 dni wcześniej. Walcząc z dystansem - o tym, że ktoś w tej sytuacji mógł(by) wysadzić w powietrze, poranić i zabić, skrzywdzić - tych pięknych ludzi, którzy przyszli kibicować, a także biegaczy marzących o wyniku albo o osiągnięciu mety. Takie przejawy życia i radości nie mogą się spotykać ze śmiercią, ani przemocą. To jest nie do przyjęcia, nie do przeżycia!
Po drugiej stronie Tamizy tylko w dokach mniej ludzi, a poza tym to samo co na południowym brzegu. W tunelu hasła na balonach – "never give up", "pain is temporary" i komiczne "glory awaits". Na 23 mili  głos z  głośnika, który stwierdził, że ci ludzie mają jeszcze 3 mile do przebiegnięcia i komenda z tego powodu: „major support guys”, po której rozległ się zmasowany aplauz, dźwięki niezliczonych grzechotek, kołatek, bębnów - nie wiem czego dokładnie, ale dało czad. Od 30 km nie mogłam pojąć, że biegnę dalej, miałam niskie tętno i tylko groźnie bolały mnie nogi. Na mecie cud i moje niesłychane szczęście, zapracowane, ale niespodziewane, bo nie wierzyłam, że dam radę. Ale jak widać są dni, w które spełniają się marzenia.  Dzięki - Londynie i za Londyn.;-)

czwartek, 18 kwietnia 2013

ołówek


Składałam dziś wniosek o nowy paszport w urzędzie przy Placu Starynkiewicza. Zaskoczona pozytywnie  wylądowałam przy okienku natychmiast po wejściu, ale z nie całkiem wypełnionym formularzem.
Człowiek po prostu wnioskuje beznadziejnie - jak ostatnio czekał dwie godziny to myśli, że i teraz będzie miał dość czasu na dopiski. Jednak takie cudne bezkolejki w urzędzie się zdarzają, więc pani urzędniczka, w ogóle nie zaskoczona, cierpliwa i spolegliwa zaczęła mi wskazywać braki w formularzu - po pierwsze - daty dzisiejszej, którą następnie z pewnym niesmakiem mi podyktowała, gdy wyraziłam się - który dzisiaj?? Potem wytknęła mi jeszcze - brak miejsca urodzenia. Wpisałam Warszawę, jednocześnie orientując się, że urodziłam się na Placu Starynkiewicza,  jakieś sto metrów od tego urzędu, o czym poinformowałam urzędniczkę, trochę bez sensu, ale chyba chciałam, coś ludzkiego i nie na temat powiedzieć, nawiązać  kontakt. Co więcej - urodziłam tam jeszcze dwie córki, o czym już nie poinformowałam urzędniczki, bo co ją to mogło obchodzić. (Prawdę powiedziawszy więcej członków rodziny przyszło na świat w szpitalu na Starynkiewicza.) Nie było to oczywiście wobec procedury urzędowej kluczowe, ani nawet istotne. Istotny był skaner Hewlett-Packarda, który nie mógł zeskanować  mojego zdjęcia. Urzędniczka wyjmowała formularz wielokrotnie, przyduszała zdjęcie, wygładzała starannie, ale bez efektu. Klapa skanera nie domykała się, gdyż od mojej petenckiej strony tkwiła między nią a szkłem skanera - blokadka wykonana z ołówka. Ołówek był profesjonalnie ułożony w rogu, tak, że pokrywa nie dotykała skanowanego papieru. Zapytałam czy ołówek jest konieczny do tak wysokiej technologii. Urzędniczka odparła, że tak, gdyż skaner się strasznie grzeje, mimo klimatyzacji (!) Zaproponowałam w tej sytuacji żeby wyjęła ołówek na czas skanowania mojego zdjęcia i pozwoliła pokrywie docisnąć materiał. Wyjaśniła mi, iż takie postępowanie doprowadziłoby do roztopienia kleju i na mojej facjacie w paszporcie widniałaby szara plama. Nie poruszałam już więcej kwestii działania ołówka w skanerze, natomiast zaoferowałam inny egzemplarz zdjęcia, a nawet gotowość wypełnienia formularza od nowa, żeby urząd mógł spróbować go z nowym,  świeżo przyklejonym zdjęciem. Urzędniczka powiedziała, że może będziemy musiały zadziałać w ten sposób, ale w tym momencie skaner zaskoczył i mój wizerunek został pozyskany do dokumentacji.
Wtedy moje palce wskazujące okazały się papilarnie zniszczone i urzędniczka zażądała odcisków kciuków. Na szczęście linie na kciukach mam porządne, niezafałszowane zmywaniem, co pozwoliło mi zakończyć proces urzędowy. Gdy wstałam, ujrzałam za sobą kilkunastoosobową kolejkę. Wyszłam z urzędu lekkim, pogodnym krokiem, z nadzieją, że skaner wytrzyma zdjęcia wszystkich następnych   interesantów.




wtorek, 16 kwietnia 2013

Scotland Yard szykuje przyjęcie




Trochę strach, a trochę niepokój, że się skończysz. Nie ma nominacji bez granic. Gorący temat. Stare fanfary. A tu już  Scotland Yard szykuje przyjęcie. Uroczyście z czarną opaską na ramieniu przemierzę drugą połowę. Zobaczę ile w niej jest tych słynnych mil. Boleśnie zasłużę na przebaczenie. Wrócę do żywych i przebaczysz mi swoje winy jako, że  my odpuszczamy samym sobie. Teraz nie mam nic i nic mi się nie chce.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

gdyby czegoś ci zabrakło, to wiedz, że mogłem ci to zabrać




"Wiedz, że niestety zdarza mi się mówić nieprawdę, więc jeśli na przykład za chwilę cię okłamię to po prostu dlatego, że taki jestem. Bywam. Zdarza mi się być też niemiłym, więc jeśli nagle potraktuję cię nieprzyjemnie, to także dlatego, że taki jestem. Musisz też wiedzieć, że czasami lubię kontakty z ludźmi, lubię rozmawiać, a czasem zupełnie nie. Mogę się na przykład wkurzyć na ciebie i przestać ci odpowiadać, a to dlatego, że taki jestem. Gdyby czegoś ci zabrakło, to wiedz, że mogłem ci to zabrać. Coraz częściej myślę, iż mam histrioniczne zaburzenie osobowości, jeszcze z tendencją narcystyczno-edypalną  –  dobrze brzmi  – więc jeśli za chwilę zmieni mi się nastrój i okażę się okrutny, to dlatego, że taki jestem. Bywam też impulsywny i wybuchowy, mogę w każdej chwili cię obrugać, obrazić, zerwać z tobą znajomość na zawsze, a to dlatego, że taki jestem. Zrozumiałem, że taki jestem, więc każde moje  postępowanie jest uzasadnione. A co do samobójstwa?  Pokażę ci prawdziwe samobójstwo. Takie samobójstwo, w którym jestem zakochany. Które kocham. Każdy powinien spróbować halucynogennych substancji żeby zobaczyć swoje samobójstwo.
No może nie każdy, niektórzy mogliby się  załamać."

sobota, 13 kwietnia 2013

przywilej koguta




„Od czasu do czasu pisał jakąś literaturę. Straszne nudy, ale widać było, że prowadzi walkę. Z jednej strony, z całego serca, pragnął napisać historię, przy której rodzinka zarykiwałaby się przy deserze, z drugiej pokutował w jego głowie cień nauk filozoficznych, każących skomplikować każdą ludzką kwestię. Z trzeciej nęcili go popowi idole. Zwłaszcza anarchiści i neonaziści, mordercy, sataniści i narkomani, ale też zwykli masochiści i prości sympatycy destrukcji.

Aura seksu była mu nakazana. Seksu, bo wszędzie chodzi o seks, a tylko w seksie chodzi o władzę. To bezsensowne stwierdzenie nurtowało jego półkule.  Nie tylko. Również utwory pewnego piosenkarza satanisty, który uprawiał teen angst poetry.

Wydawało się, że piosenkarz ma władzę nad nierozwiniętymi jeszcze umysłowo kobietami. Władzę czyli klucz do seksu. Problem rozwinięcia rozwiązuje się mniej więcej w 28 roku życia, gdy ludzki układ nerwowy osiąga dojrzałość. Wcześniej kobiety są podatne na idiotów. Podatne na zachętę słodkie łanie na klepisku, krewkie kury w kurniku gotowe do walki o przywilej koguta. O takich chciał napisać poemat - z dedykacją. Nad nimi pragnął przejąć władzę.”

czwartek, 11 kwietnia 2013

przenośniki gwiazd


W spowolnionej porze miłość jest prochem. Gdybyś to wiedział, chyba byś zgasł, a jeszcze, gdybyś miał pojęcie, co mi topnieje w sercu - byłbyś martwy na jakiś czas. Ale mózg masz przejęty i dlatego wieńczy twój los żałosny hymn. Wygaszacz tęczy i przenośniki gwiazd, na twoje szczęście mają wpływ. Teraz mam inne zajęcie, ale żałuję, że jesteś zły.

środa, 10 kwietnia 2013

mężczyzna w tekście




Jest elegancko, gdy cicho zbliżamy się do ziemi.  Oręż na potem, cudownie, że jesteś, choć lepiej żebyś nie zostawał dłużej. Mężczyzna w tekście – nie liczy się motyw - mgły się przeżyły, stąd burza na wejście. Interesuje mnie ten chłopak, który ma twarz jak więzień albo ktoś chory - skazany na dowiedzenie się.

wtorek, 9 kwietnia 2013

najsurowszy stosunek




co u mnie? śmiech i depresje. na siłce chciał
ze mną konwersować Tom Cruise,  nie rozumiał 
żadnego pytania, chciałam powiedzieć, że mi się 
nie chce gadać, ale na szczęście wyniósł się
  
a u ciebie widzę wydanie nadzwyczajne  gazety 
wnikliwe stanowisko,  do deski omówiony odcinek 
rutyna,  także niebawem -  szczebel  prostytutka 
odbędziesz najsurowszy stosunek
  
jest zgoda na profanację, przestępstwo popełni 
publiczność a ona nie płaci grzywien tylko abonament 
zwołaj ognisko domowe, przygotuj obiad z roślin,
dzisiaj kariery wychodzą z lasu wegetarian, 
nie je się koniny, światło księżyca pada na pracę 
w telemarketingu, cały styl życia mimo konsumpcji 
jest poszczeniem

ale ty dzięki uprzejmości  striptizerki znalazłeś 
tłustą dziewczynę, która wyrażała cię na górze 
na tapczanie. tu był nie punkt widzenia. tu był 
punkt przegięcia. ale zaryzykować taką drogocenność? 
niepodobna, nie w naszym wymiarze
  
budując wrażenia wokół ja,  próbując opowiadać 
swoją misję, kamień po kamieniu, spotkasz się 
z niechętnym przyjęciem, zabawna myśl - zatkać 
światła, przeciąć wstęgę, panna społeczeństwo 
idzie na wesele, nie czci minutą ciszy powstania 
warszawskiego ani w getcie, oto owe licencjaty 
płacz i przekrój,  ponieważ cała noc została 
zrujnowana,  program nie myśli, poczucie winy 
ma miejsce pod progiem, wzruszenie w okolicach 
krytycznych,  a ty co zamierzasz w twoją wielką noc?
  
śmiech ma czarne brzmienie