Zanim się rozsypiecie, przebiegnijcie maraton.

sobota, 5 stycznia 2013




Myślę, że brałam udział w jakimś castingu, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że konkurs trwa i że można zyskać lub stracić punkty. Po prostu weszłam  z ulicy i potraktowano mnie tak jak zawodniczkę, która ma wyjątkowo oryginalną strategię - udaje, że nie gra albo że nie wie, o co toczy się  gra. Wyglądało to tak, że się programowo nie starałam. Pewnie podejrzewano mnie o wyparcie albo bufonadę.

Nie miałam świadomości, a jednak udzieliła mi się atmosfera, w której czułam się obserwowana. Mówisz coś, piszesz, wyglądasz tak sobie a to jest potem analizowane i oceniane. Ktoś zauważa prawidłowość, ktoś podkreśla spontaniczność, ktoś inny mówi - nie ma o czym gadać. Nawet jeśli mi się wydawało, że nie robię postępów to potem się okazało, że przeszłam przez sito bez zatrzymania. Ktoś mówił, że miałam fory, że byłam popierana, bo ktoś miał wizję, że jestem absolutnie wspaniała. To by było nawet zabawne.

Ale mi się cała ta sytuacja nie podobała. Nie podjęłam rękawicy. Jak to się mówi zaczęłam się podkładać. Metodycznie dostarczałam dowodów nienadawania się. Kiepsko się prezentowałam. I zsuwałam się tak jak po równi pochyłej bez zatrzymania. Ktoś powiedział, że mam przewrócone w głowie, że powinnam się przykładać, bo poświęca mi się czas i daje możliwości.

Traciłam dochodząc do wprawy. Moja rola malała, ale z zadowoleniem przyjmowałam nowe, ładne straty. Nikt nie może zmusić człowieka do konkurowania, gdy go obrażają zasady gry i stawka. Nikt nie może zmusić go do podobania się. Żadną miarą.

Dlatego rozsypka i oczywiście

chaos.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz